W weekendy długie wybiegania w Tatrach, na wysokości ponad 2.000 m z pięknymi widokami. Rzadko biegam je sama, z reguły jakiś znajomy lub nowo poznany biegacz przyjeżdża :)
Szybsze akcenty, rytmy, biegi ciągłe w drugim zakresie robię na Gubałówce i Butorowym Wierchu na wysokości ok. 1150 m npm. Na Gubałówce jest nawet ok. 2 km płaskiego asfaltu, trzeba się tam jednak wybrać skoro świt albo w deszcz, inaczej trzeba się przedzierać przez pielgrzymujących tam turystów, spragnionych pięknych widoków albo zakupów na straganach i w ogóle nie patrzących przed siebie. W Butorowie, na czarnym szlaku jest za to przyjemy szuterek i zero ludzi. Rozgrzewka przed zasadniczym treningiem to zwykle wdrapanie się na przełaj po stoku narciarskim na Butorowy ok. 300 m w pionie. Na szczyt Butorowego Wierchu mam z domu ok 1,5 - 2 km.
Oczywiście cały czas piękne widoki na Tary!
Wcześniej treningi robiłam zwykle na Drodze pod Reglami (do której mam 1,5 km). Do Zakopanego i z powrotem to ok. 13 km i ok. 450 m przewyższenia. Fajny trening. Niestety w porze wakacyjnej tam też są tłumy. Jednak odkąd wdrapałam się po raz pierwszy na Butorowy, biegam tam już praktycznie codziennie, a Droga pod Reglami straciła swój urok.
Nie zdarzają mi się też już takie eksperymenty, jak np. roztruchtanie po mocnym treningu w postaci biegu na Małołączniak. Wprawdzie to tylko 8 km od domu, ale za to przewyższenie wynoszące 1500 m w pionie! :) Raz po takim "roztruchtaniu" zrobionym po mocnym treningu poprzedniego dnia i po Maratonie Gór Stołowych oraz praktycznie na czczo ("to tylko 16 km, półtorej godzinki" - myślałam wtedy) trzy dni dochodziłam do siebie :)
Można powiedzieć, że minusem są częste tutaj porą letnią deszcze i burze. Tzn. tak pierwotnie do tego podchodziłam. Zdarza się, że wychodzę na trening w pełnym słońcu a wracam kompletnie zmoczona. Ciężko zaplanować trening, tak aby nie załapać się na deszcz. Zauważyłam, że z reguły nie pada z samego rana i wieczorem. W ciągu dnia często zdarzają się przelotne burze. Ale zamiast narzekać na taką pogodę i się złościć po prostu to zaakceptowałam i polubiłam! Jeśli jest ciepło, to bieganie w deszczu jest bardzo przyjemne, do tego odpada problem tłumów np. na Gubałówce i można sobie tam szybko pobiegać. Polubiłam szybkie biegi w deszczu, po strumieniach płynących drogami i latanie po kałużach niczym Forrest. Myślę, że Forrest lubi to nawet bardziej :)
W dni wolne od biegania mam tu przepiękne trasy rowerowe, np. z Gubałówki w stronę Witowa. Przepięknie! A regeneracja po startach i mocnych treningach - baseny termalne i jacuzzi :)
A tak w ogóle i w szczególe to jakoś treningi w górach mnie nie męczą, może dlatego, że nie ma tutaj takich potwornych upałów. Pamiętam męczące wybiegania w ponad 30 stopni na Mazowszu. W Kościelisku jest raczej rześko, nawet przy temperaturze 25 stopni. Nie czuję, że biegam ponad 100 km tygodniowo, to taka zabawa i spędzanie fajnie wolnego czasu :)
Szczęściara jestem!
Ps. A teraz parę fotek na udokumentowanie powyższego :)
Ps. A teraz parę fotek na udokumentowanie powyższego :)
Wybieganie w Tatrach
W drodze na Giewont
Giewont zdobyty!
Małołączniak
W drodze na Butorowy
Szuterek w Butorowie
Gdzieś w drodze na Kończysty Wierch
Widok spod Butorowego na Kościelisko
Polana w Butorowie
W Tatrach Słowackich można sobie biegać z piesiulkiem :)
cudownie, zazdroszczę :) ja tylko od czasu do czasu mam Karkonosze dla siebie:)
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu i szczerze Ci kibicuję w tym co robisz, tylko zdradź tajemnicę, jak Ci się udaje połączyć pracę zawodową z tyloma wyjazdami w góry?
OdpowiedzUsuńhej, teraz to proste, przeprowadziłam się w góry :)
Usuń