Podsumowując moją włóczęgę w Beskidzie Sądeckim to muszę przyznać, że moim głównym celem było: dotrzeć na miejsce, nie zgubić szlaku, kupić odpowiednią ilość jedzenia i wtachać to na górę. Czyli w skrócie: przetrwać! A trening? Wyszedł przy okazji :) Uwielbiam to!
Nie wiem jeszcze, jaki efekt taki trening przyniesie, jeszcze tylu kilometrów biegiem, z plecakiem, w takim czasie nie zrobiłam. W 9 dni (od piątku po południu do niedzieli rano) zrobiłam 230 km, przewyższenie + 9,6 km, w 27 godzin. W zeszłym roku podobny intensywny trening w Karkonoszach przyniósł dobry efekt w postaci całkiem udanego startu w Maratonie Bieszczadzkim.
A tak było dzisiaj rano :)
I o 9:30 już przy samochodzie, Forest nieco zblazowany...
Buty przeszły test doskonale, po 230 km głównie w błocie nie rozwaliły się, co sugerował blase :) i wyglądają tak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz