poniedziałek, 10 czerwca 2013

Chojnik Maraton i bieganie naturalne

Chojnik Maraton, nowy maraton w kalendarzu polskich biegów górskich, odbył się w sobotę 8 czerwca 2013 roku. Trasa przebiega przez tereny przedgórza Karkonoskiego, start w Sobieszowie (Jelenia Góra), na granicy Karkonoskiego Parku Narodowego, a meta na Zamku Chojnik, dystans 43 km, suma podbiegów to 2200 m, a zbiegów 2033 m. 



Brałam udział w tej imprezie jako kibic (z powodu kontuzji), choć miałam przemożną ochotę wystartować! Startował mój brat Błażej z całkiem niezłym wynikiem 5:03. Jak stwierdził na mecie, trasa dużo bardziej wymagająca od np. Maratonu Karkonoskiego, który przebiegł już dwa razy. Powiedział, że to jego ostatni maraton górski, co oczywiście nie jest prawdą, ale świadczy o tym, jak ciężka była trasa, bardzo strome podbiegi i strome, trudne technicznie zbiegi. Podziwiam go za to, że pokonuje takie trasy w butach minimusach.  Obserwowałam biegaczy na mecie i zdziwiło mnie, że coraz więcej osób biega w butach minimalistycznych i to tak trudne biegi górskie. 

Bieg wygrał Iain Ridgway z brytyjskiego klubu Serpentine z czasem 4:11:12. Tutaj znajduje się jego relacja z biegu.

Impreza obyła się w bardzo pozytywnej atmosferze, było dość kameralnie, startowało 88 osób, co uważam za i tak duży sukces, jak na pierwszą edycję biegu. Organizatorzy planują oczywiście kolejne edycje a także inne biegi, np. półmaraton na Ślężę. Z ciekawostek organizacyjnych bardzo spodobał mi się pomysł z wynajęciem łąki, na której było zorganizowane biuro zawodów, odbyła się dekoracja, było miejsce na parking i pole namiotowe! Bardzo dużo biegaczy skorzystało z tej formy noclegu i rozbili się tuż przy linii startu :)

dzień przed startem - ładowanie się zdrową żywnością :)
stromy podbieg na ostatnich 500 metrach
mina Błażeja mówi: mam dość!
ostatnie metry przed metą - wbieg do zamku
w takiej scenerii można było zjeść posiłek po biegu
rodzinna fotka :)
podczas dekoracji słoneczna pogoda i piknikowa atmosfera :)

Następnego dnia po biegu, w niedzielę, udaliśmy się z Błażejem na krótką przełajową przebieżkę do Zamku Chojnik, dla niego było to roztruchanie po maratonie (dobrze robi na regenerację mięśni), dla mnie – stopniowy powrót do treningów po kontuzji. Błażej biegł w minimalistycznych „sandałach biegowych”, którymi pokonywał kałuże, błoto, kamienie i korzenie, ja w tradycyjnych butach biegowych z amortyzacją, które nasiąkły wodą i tylko ciążyły na stopach. 

sandały biegowe

Przykład Błażeja motywuje mnie, żeby zacząć biegać minimusach, może nie od razu w sandałach, ale takich, które będą „wymuszać” bieganie na śródstopiu. Zaczynam wracać do biegania praktycznie od nowa, więc jest do dobry moment, żeby zacząć biegać na śródstopiu.   

A to moje pierwsze minimusy :)

3 komentarze:

  1. Ciekawe. Mnie też kontuzja przekonała do zmiany stylu biegania na bieganie ze śródstopia. Nie żałuję :)

    OdpowiedzUsuń