Przygotowania do startu szły jak po maśle. Takiego
początku sezonu jeszcze nie miałam w mojej 3 letniej biegowej karierze. Chciałam pobiec super i na maksa
możliwości. Może chciałam za dużo...?
Zaczęłam bardzo mocno, ścigając się z inną zawodniczką o prowadzenie biegu (jak się potem okazało zwyciężczyni Nuria Dominguez Azpeleta, 4:03:39). Po wbiegu na Pico de las Nievies (1938 m) zaczął się
bardzo trudny technicznie stromy i kręty zbieg ok 9 km, na którym zostawiłam Hiszpankę nieco w tyle. Stopy paliły od tarcia o
kamienie. Wiedziałam, że będzie ostra walka do samego końca, bo Hiszpanka nie
odpuszczała, a za nami na pewno czaiły się kolejne zawodniczki, który widziałam
na linii startu.
Trasa. Ostre zakręty na zbiegu |
Gdy teraz o tym myślę, leciałam jak szalona, skakałam po skalach, przecież tak uwielbiam techniczne zbiegi, czułam się świetnie, a wyznaję zasadę, że lepiej nie hamować na zbiegach, żeby nie zajechać czwórek. To co, miałam człapać?
I na tym koniec relacji z biegu... Wyścig skończył się na 9 km, a dokładnie na 12. Ale nie w mojej głowie!
Poślizgnęłam
się na płaskiej skale pokrytej jakimś piaskiem i upadłam kolanem na
ostry kamień ocierając policzkiem o inną skałę. Krew trysnęła, a ja
szybko poderwałam się do dalszego biegu, mimo wielkiego bólu kolana,
nawet nie patrząc, co tam się dzieje.
Trasa. Mniej więcej na czymś takim zaliczyłam glebę |
Biegłam tak do 12 km do punktu odżywczego w San Bartolome, gdzie zamierzałam tylko obmyć ranę
i czymś ucisnąć. Zobaczyłam wtedy rozwalone kolano, masakra, dziura na 1 cm długości 3 cm. Służba medyczna usadziła mnie jednak na krześle, poprosiłam więc o uzupełnienie bidonów, żeby oszczędzić na czasie. Ale pan sanitariusz
mimo moich ponagleń wcale się nie spieszył! Mówię, że czas ucieka, a on nic, gramoli się, szukając odpowiednich bandaży i płynów do dezynfekcji. Zaczęłam liczyć kolejne zawodniczki przebiegające przez punkt, które
zamierzałam gonić, piłam, jadłam, żeby nabrać energii. I myślałam, ile czasu będę musiała
nadrobić. A sanitariusz, po opatrzeniu nogi, długo przypatrywał się mojej ranie na policzku, która nawet mnie nie bolała!
W końcu coś mi zaczęło nie pasować, sanitariusze ruszali się jak muchy w smole, a ja liczyłam uciekające minuty. Pytam, czy mogę biec? Popatrzyli na mnie zdumieni! Pierwsza moja myśl: po co się w ogóle zatrzymywałam? Ale za chwilę zaczęłam czuć ból, nie byłam w stanie zgiąć nogi i przyszło otrzeźwienie i zderzenie z rzeczywistością... Dotarło do mnie, że to koniec.
Zawieźli mnie karetką do kliniki. Tam lekarze się dziwili, że w ogóle z tą nogą biegłam, myśleli, że karetka przywiozła mnie z trasy. Dostałam
zastrzyk i zszyto mi kolano, a ja płakałam nie z bólu, tylko, że nie mogę dokończyć biegu! Następnie zabrali mnie karetką do szpitala do Maspalomas, gdzie zostałam przepytana o przebieg wypadku przez kliku
lekarzy. Miałam narysować jak to wyglądało, bo język
zaczął mi się plątać z ilości przeżyć i bólu, a jedni chcieli, żebym mówiła po niemiecku, inni po angielsku, a ja gadałam jakąś mieszaniną :) Zrobili mi prześwietlenie
zarówno kolana jak i policzka, czy nie ma pęknięć. Na szczęście to tylko tkanki miękkie i za tydzień mam zdjąć szwy. Dostałam receptę na silne leki
przeciwbólowe, doczłapałam do taksówki i do hotelu.
Żal, żal i jeszcze raz żal mam wielki, że tak to się skończyło. Nigdy jeszcze
nie miałam tak dobrej formy przed jakimkolwiek maratonem, górskim czy płaskim i
chciałam ją tu wykorzystać. Dostałam za to wielką lekcję pokory, że góry to nie
przelewki i żeby nie ścigać się za wszelką cenę. Ale czy ja tak potrafię?
No i meta pozostała tylko moim marzeniem.
Ale na pocieszenie... tak wygląda rekonwalescencja :)
z taką nóżką pod bandażem...
co tu gadać.... łza się w oku kręci... bardzo dobrze rozumiem Twój żal i łączę się w bólu .:-)
OdpowiedzUsuńJa tez rozumien Twoje rozgoryczenie. Trzymaj sie cieplo i nastepnym razem bedzie lepiej, duzo lepiej. Bo Ty jest kobieta - torpeda.
OdpowiedzUsuńWiem, że teraz wszyscy to będą pisać i wiem, że to marne pocieszenie, ale następnym razem pozamiatasz! Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia.
OdpowiedzUsuńOlga trzymaj się, wierzymy że dasz radę w następnym maratonie, oczywiście po zagojeniu ran.
OdpowiedzUsuńPrawdziwa z Ciebie...ultra laska ;-)
OdpowiedzUsuńGratuluję hartu ducha i trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia!!!
Dziekuje!
UsuńWitaj. Właśnie wróciłem z Gran Canari i będąc na wycieczce mijałem zawodników przy stadionie w san bartolome i żałowałem że nie mogę z nimi biec. Mam prośbę, mogła byś mi dać namiary gdzie można się zapisać na ten bieg. Bardzo chętnie pobiegł bym to w następnym roku.
OdpowiedzUsuńp.gozdz@metodabuteyko.pl
Pozdrawiam