czwartek, 25 lipca 2013

Gorce - na biegowo

Wyjazd biegowy w Gorce zaliczam do bardzo udanych, pomysł Doroty, aby jechać w Gorce, a nie Tatry lub Karkonosze jak zazwyczaj, był naprawdę rewelacyjny. Wybraliśmy się z Dorotą, jej siostrą Sylwią i bratem Karolem (którzy z nami nie biegali, ale bez nich, to chyba byśmy się zajechały ;)

Nasza baza noclegowa znajdowała się w Studzionkach (ok. 900 m n.p.m.), cudowne miejsce z widokiem na Tatry, idealne pod kątem treningów - położone przy czerwonym szlaku, stanowiącym Główny Szlak Beskidzki, w połowie między Turbaczem a Lubaniem.

trasa na Lubań - prawda, że pięknie? :)

Pierwszą krótką przebieżkę zapoznawczą zrobiłyśmy w piątek wieczorem zaraz po przyjeździe czerwonym szlakiem w stronę Turbacza i z powrotem, w sumie jakieś 7 km. Już ta krótka trasa uświadomiła mi, że Gorce to nie są łatwe góry, szlaki są wąskie, kamieniste, wyżłobione wąwozy, korzenie. Inaczej, niż w Tatrach czy Karkonoszach gdzie z reguły biegałam, trasy są bardzo interwałowe, co chwila szlak prowadzi ostro w dół a potem ostro w górę i tak dalej.

Dorota napina pod górę :) (droga na Turbacz)

napinam :)

Drugiego dnia w sobotę było trochę chłodniej i pochmurno i zdecydowałyśmy się na dłuższą wycieczkę granią Gorców, szacowałyśmy z mapy ok. 30 km, wyszło 37 km i ponad 3000 m przewyższeń ;)

Ze Studzionek pobiegłyśmy czerwonym szlakiem na Turbacz (ok 12 km), przez Przełęcz Knurowską, polanę Rąbaniska (1121 m) szczyt Kiczorę (1282 m), trzeci co do wielkości szczyt w Gorcach i Polanę Gabrowską. Przed samym Turbaczem dłuższy podbieg przez odsłoniętą polanę, zwaną Halą Długą, gdzie mocno wiało, na Turbaczu (1315 m) też zimno i pochmurno. W schronisku miałyśmy krótką przerwę i dla ogrzania zaserwowałyśmy sobie herbatkę z sokiem malinowym ;)

Potem zbiegłyśmy z powrotem do Polany Gabrowskiej, a dalej zielonym szlakiem do Przełęczy pod Przystopem (1140 m) i dalej w górę na Gorc (1228 m) w sumie ponad 11 km.

rozciąganie na Gorcu

Na Gorcu krótki odpoczynek na jedzenie/rozciąganie i powrót do przełęczy a stamtąd żółtym szlakiem stromymi zbiegami (gdzie się pogubiłyśmy) do Ochotnicy Górnej (618 m). W Ochotnicy powitał nas asfalt, byłyśmy głodne, odwodnione (jedyna możliwość uzupełnienia bidonów była na Turbaczu) i nie było mowy o biegnięciu. Uratował nas sklep Groszek :) a czekało nas jeszcze strome podejście do Studzionek...

Wieczorem regeneracja - ognisko na skraju lasu z naszymi cudownymi gospodarzami i ich sąsiadami ze Studzionek :)

W niedzielę Dorota zrobiła sobie reset (dopadł ją ból kolan), a ja pobiegłam na Lubań (1211 m) i z powrotem. Miałam trochę napinkę, bo po południu chciałyśmy jechać nad wodę. W sumie trasę ok 22 km/1400 m przewyższeń pokonałam w nieco ponad 2,5 godz., a już bardzo czułam w nogach sobotnią wycieczkę.

szlak na Lubań - panorama Tatr

Trasa biegła w dużej mierze na skraju lasu, więc można było podziwiać Tatry, a było prawie bezchmurnie, słonecznie i gorąco. Nie wzięłam nic ze sobą, nawet bidonu z wodą, a na górze nie odnalazłam strumienia, więc wróciłam trochę odwodniona. Ale było warto :)
 

baza studencka na Lubaniu



pole namiotowe na Lubaniu

panorama Tatr z Lubania

Po południu wybrałyśmy się do "SPA" nad rzekę Białkę w pobliżu Nowej Białej: cudowna kamienista plaża, piękny widok na Tatry, masaż nóg w nurcie rzeki, krioterapia i opalanie przy okazji. Rewelacja :)

krioterapia w Białce z widokiem na Tatry :)

Po takiej regeneracji można było ruszać na kolejną wycieczkę w poniedziałek. Pobiegłyśmy na Rąbaniska a potem czarnym szlakiem stromo w dół (490 metrów w dół na 4 km) do Zarębka, gdzie powitał nas górski potok, w którym schłodziłyśmy, a raczej zmroziłyśmy nogi :)

Dorota mrozi nogi...



a ja się rozciągam :)

Był zbieg to jest i podbieg 490 metrów w górę i 4 km. Ja nie miałam już siły podbiegać, ale szybkie wchodzenie to też niezły trening :) Miała być spokojna wycieczka, a wyszło 23 km i 2240 m przewyższeń.

na jednym z podbiegów

Po tym dniu byłam już pewna, że wtorek (dzień powrotu do Warszawy) nie ruszam się w góry, ale Dorota chciała jeszcze zaliczyć Lubań, więc przed wyjazdem skoczyłyśmy na Lubań i z powrotem :)

Potem pycha obiad, pakowanie i do Warszawy...

w drodze na Lubań

Lubań - zdobyty po raz drugi :)

Dodam jeszcze, że atrakcją na każdej z wycieczek były jagody prosto z krzaka, których jest wysyp!

Tak mi się bieganie po tych pięknych górach spodobało, że zapisałam się na Gorce Maraton, 31 sierpnia :)


2 komentarze:

  1. czadowy wyjazd:) podziwiam za taką formę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne widoki dla których warto przebyć pół polski. Widać z pełnego pozytywnych emocji wpisu, że Ci się podobało :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń