5. dzień: Hala Przehyba
Rano za oknem miła niespodzianka :)
Wybieganie Foresta...
... i o 8 ruszam do Szczawnicy po zapasy. Bieganie bywa bardzo praktyczne :) W dół biegnie się super, bez ciężaru na plecach czuję się jak piórko i podziwiam piękne widoki.
Trasa nie jest łatwa, choć celowo wybrałam szlak rowerowy, który jednak okazuje się bardzo stromy i trudny technicznie. W Szczawnicy dopadam pierwszy lepszy supermarket, na szczęście nie musiałam biec do centrum, tylko znalazł się sklep na ok 9 km, więc będzie mniej z ciężarem pod górę :) Najpierw łapię sucha karmę dla Foresta i sprawdzam czy mieści się do plecaka.
Dla siebie biorę różne płatki, banany, soki i fasolkę, która z puszek przekładam do woreczków foliowych, żeby było lżej :)
Jak to wszystko pomieszczę?
Plecak waży ok 7 kg. Teraz trzeba to wtachać na górę!
Wracajac sprawdzam przewyższenie - na ostatnim odcinku 4,5 km jest 550 metrów i to głównie stromo po kamieniach - ładna mi trasa rowerowa!
Nogi zaczynają mnie już boleć, od piątku mam ok. 120 km, normalnie w tydzień tyle nie robię. Po południu chciałam zrobić roztruchtanie spokojnie, ale tu nie ma nic płaskiego, robię 11 km, trochę czerwonym szlakiem w stronę Krościenka, ale jest zawalony drzewami, więc wracam i niegnę zielonym szlakiem w dół w stronę Gołkowic, trasą narciarską. No i zamiast roztruchtania wyszło trochę podbiegów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz